Polska fabryka snów i mefedronu
Areszt Śledczy – nasze narodowe spa dla niewinnych biznesmenów z kręgosłupem moralnym giętkim jak makarony z Biedry. Kto tam siedzi? Czy groźni gangsterzy? Mafijni bossowie? Polityczne grube ryby? Nie. W polskich aresztach śledczych króluje zupełnie inna elita – biedni, prześladowani przedsiębiorcy z branży chemii organicznej, właściciele małych, rodzinnych manufaktur mefedronowych. Ludzie biznesu! Wizjonerzy! Bohaterowie wolnego rynku, których jedyną winą jest to, że zamiast sprzedawać miody z pasieki, postanowili produkować złoty pył szczęścia dla spragnionych klubowiczów z Radomia.
Patrioci pod celą – ofiary systemu
Każdy z nich to patriotyczny startupowiec, który po prostu odpowiadał na potrzeby rynku. Czego chciała młodzież? Fazy za trzy dyszki. Czego chciała policja? Statystyk. Więc się to pięknie spięło. Ty w piwnicy z baniakiem GBL-u, a za drzwiami suka już grzeje silnik, bo sąsiad-patriota wyczuł, że z twojej wentylacji wali nielegalną przedsiębiorczością.
Zamiast dyplomu – konfiskata starych waporyzatorów
I jak się kończy ta historia? Jak zawsze w tym katolickim skansenie dla nieudaczników. Zamiast orderu dla zasłużonego wynalazcy polskiego MDMA 2.0, dostajesz zarzuty. Zamiast wywiadu w Forbesie – przeszukanie, gdzie policja konfiskuje ci nawet komputer sprzed matury i kolekcję zużytych waporyzatorów. Prawdziwa, narodowa wdzięczność.
Przestępca – czyli kreatywny przedsiębiorca w Polsce
Siedzą tam więc nasi narodowi alchemicy, skrępowani jakby co najmniej rozjebali pół sejmu granatnikiem, a nie zmieszali parę substancji z Alibaby. Każdy z nich to ofiara systemu – systemu, który zamiast wspierać młodych przedsiębiorców, gnoi ich jak gówno pod butem dzielnicowego. Bo w Polsce możesz kraść VAT, możesz ruchać fundusze unijne, możesz być skurwysynem w garniturze – ale nie daj boże rozkręcisz kreatywny biznes w branży rozrywkowej. Za to od razu zapierdolą cię na podłogę jak psa i jeszcze zrobią zdjęcia do „Kroniki Kryminalnej”.
Zimna cela zamiast tytułu „StartUp Roku”
I tak się toczy koło zajebistego prawa – zamiast pozwolić chłopakom legalnie sprzedawać hity parkietów, robi się z nich kozły ofiarne. Bo jak wiadomo, polski rząd nie lubi konkurencji w rozdawaniu towaru uzależniającego.
Mefedronowe wspomnienia z Telegrama
Siedzą więc w tych celach, ze zmęczonymi mordami, wspominając czasy, gdy mefedron sypało się jak cukier puder, a zamówienia z Telegrama wchodziły szybciej niż ciepłe bułki w monopolowym. Zamiast orderu i szacunku – zimna cela i strażnik z IQ bochenka chleba. Oto Polska właśnie. Fabryka złudzeń i mefedronu.
Czy jest nadzieja?
Nie. Ale zawsze można wydestylować sobie trochę etanolu z więziennej herbaty i wznieść toast za wolność przedsiębiorczości.