Nie moja wojna, nie moje szkolenie
Niech sobie politycy wysyłają na front swoich synów. Niech się szkolą, niech biegają po poligonach i uczą się zabijać. Ja nie zamierzam brać w tym udziału. Dlaczego? Bo nie jestem ich pionkiem, ich zasobem do zarządzania w obliczu politycznych gierek. Nie będę składał przysięgi na coś, w co nie wierzę. Nie dam się wrzucić do systemu, który traktuje ludzi jak zasoby do zużycia.
Jest XXI wiek, a oni nadal żyją mentalnością średniowiecznych władców, którzy wysyłali chłopów na rzeź, żeby zdobyć trochę ziemi. Dzisiaj to samo robią pod przykrywką patriotyzmu i „obowiązku wobec ojczyzny”. Nie mam wobec was żadnego obowiązku, skoro wy nie macie wobec mnie żadnej odpowiedzialności.
Gdzie byliście, kiedy naprawdę trzeba było pomagać?
Teraz wielce troszczycie się o „bezpieczeństwo kraju”? A gdzie byliście, gdy ludzie umierali w kolejkach do lekarza? Gdzie byliście, gdy nauczyciele musieli żebrać o podwyżki? Gdzie byliście, gdy przedsiębiorcy dostawali po dupie przez nieprzemyślane decyzje ekonomiczne? A, no tak. Wtedy nie było „zagrożenia”, więc mieliście to gdzieś.
Teraz nagle potrzeba armii. To może najpierw zacznijcie traktować ludzi jak obywateli, a nie jak zasoby wojenne? Może zamiast pakować pieniądze w czołgi, zaczniecie inwestować w lepsze szkoły, szpitale i infrastrukturę?
Nie, nie będę się szkolił
Nie, nie będę brał udziału w waszych manewrach. Nie będę słuchał pseudopatriotycznych pierdół o „obronie kraju”, kiedy wiem, że ten kraj nie obronił mnie przed waszym własnym skurwysyństwem.
Nie ma tu mowy o obronie, jest tylko przygotowanie na rzeź. Nie, dziękuję. Wojnę robią politycy, ale umierają na niej zwykli ludzie. I ja nie zamierzam być jednym z nich.
Więc spierdalajcie z tym obowiązkowym szkoleniem.