I tak oto mamy aferę: Menzten biegnie do samochodu po spotkaniu – czyli klasyka w kampaniach na całym świecie. A nasi genialni dziennikarscy „śledczy” już węszą: „Aha! Na pewno boi się trudnych pytań!”. Serio? Tak wygląda wasza błyskotliwość? Tak wygląda wasza legendarna „dociekliwość”?
Panie i panowie z mediów – czy wasze umysły są w stanie obsłużyć koncepcję napiętego harmonogramu? Czy to już za dużo dla tych wybitnych żurnalistycznych móżdżków? Bo jeśli tak, to może warto zmienić branżę – bo dziennikarstwo wymaga czegoś więcej niż powtarzania głupot wyczytanych na Twitterze.
Ale nie, po co robić research, skoro można wysrać kolejny artykulik w stylu „Menzten tchórz! Ekspert komentuje” – gdzie tym ekspertem jest jakiś randomowy pajac, który ledwo odróżnia kampanię wyborczą od kampanii reklamowej w Lidlu. To jest ten poziom? Naprawdę?
Tymczasem fakty są bolesne – dla was. Menzten to ostatni polityk, który boi się trudnych pytań. Wystarczy obejrzeć JEDNĄ jego debatę, JEDEN wywiad, JEDNO starcie z przeciwnikiem. Koleś wchodzi w dyskusje jak pitbull na sterydach, miażdży argumenty i zostawia oponentów z wyrazem twarzy typu „co ja właśnie odpierdoliłem?”. Ale tego już nie pokażecie, prawda? Bo wasza narracja musi się zgadzać.
No to jedźmy dalej. Czy chociaż jeden z waszych pseudo-dziennikarskich geniuszy miał w sobie na tyle odwagi, żeby po prostu zapytać go wprost: „Panie Menzten, czemu pan biega?”? Oczywiście, że nie. Bo wtedy cała ta żałosna teoria rozsypałaby się jak domek z kart.
Więc grzejcie temat, produkujcie kolejne artykuły dla kretynów, udawajcie poważnych dziennikarzy, którzy „patrzą politykom na ręce”, a tak naprawdę jesteście jedynie bandą propagandowych pajacyków, którzy piszą pod z góry ustaloną narrację.
Nie dziennikarstwo – tylko medialna prostytucja, w dodatku w wersji budżetowej.